Jak już powiedziałem, kształtowała ziemia nasza duszę Szopena; ona wytworzyła w nim barocentryczne jądro, naokoło którego rozpoczęła się oscylacya wszystkich innych napływających wrażeń. Ziemia, jej melancholia, jej smutek i zaduma utworzyły potężny osad tęsknoty, przez który każde wrażenie musiało się przefiltrować i odpowiednio zabarwić. Tęsknota ta była jakby „ogniskiem” ssącej materyi, co wszystko absorbowała, swym ogniem przesycała, wszystkie inne uczucia rozkładała: w duszy jego wszystko stało się tęsknotą.
Ale to nie ta tęsknota, co zdrowym naturom piersi rozpiera i posiew nowego życia w matczynem łonie nosi, i to nie tęsknota Zarathustry, co w słońcem upojonem zachwycie nieznanym bogom natchnione hymny śpiewa — tęsknota Szopena innego rodzaju.
Ma ona chlorotyczną cerę anemii z przejrzystą skórą, przez którą najdelikatniejsza siatka: żył i żyłek błękitnieje; postać jej wiotka i powiewna ze smukłymi a nieskończenie delikatnymi kształ-