nic. Słowo działa jak ton i barwa równocześnie. Wszystko spływa w jedno w owym tajemniczym punkcie duszy, w którym wszystkie zmysły się przenikają, tak, że każde wrażenie przejawia się we wszystkich swych wartościach.
»Serres chaudes« Maeterlincka to książka dekadencyi. Słabe, chorobliwie przedrażnione nastroje chorych ludzi, co trwożnie kryją się przed nagim blaskiem światła, boją się krzyku i fanfar orężnych. Są to nastroje rekonwalescenta, którego każde gwałtowniejsze wrażenie o śmierć przyprawić może — w książce Momberta rozbrzmiewa wiecznie stary i wiecznie nowy ton wielkiej sztuki: rozmach, namiętność i szał.
A wielka piękność tej książki, to piękność duszy w chwili, kiedy duma ciężkim snem nad strasznym ciężarem życia i ręce załamuje w niemej rozpaczy, albo rozpościera błogosławiące ramiona nad biednym padołem płaczu.
Wielka piękność tej książki, to piękność przyrody w chwili, kiedy święci w dzikich zamieciach i wybuchach swój straszny sabat, piętrzy morze ku niebu, albo kipi i ogniem się przelewa...
Jest to demoniczne piękno bólu, macierzyńskiego łona wszelkich twórczych przejawów, Bólu—Boga, co zapładnia, przetwarza, odradza i nowe bezkresne przestrzenie roztwiera.
Strona:PL Na drogach duszy.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.