Włosy jej, może iż rudo płoną,
A może przez dziwne czary,
Zdają się zgarniać świetną koroną
Zórz zwrotnikowych pożary.
Krótka, gwiaździsta na niej tunika,
Z pod której, wśród ruchów zwinnych,
Subtelnym, wątłym kształtem wynika
Jej ciało, z lat już dziecinnych
Wygięte, między klownów gdy ryki,
Pod świstem bicza, co smaga,
Wśród sprosnych gestów, pod takt muzyki
Bachicznej pieśni — szła naga
Tańczyć na linie... kiedy bez drżenia,
Już piękna, choć dziecko prawie,
Ulatywała, jak powiew tchnienia,
Jak promień, jak sen na jawie.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
O, dziecko stare, co ci odjęto
Słodkie twe lata dziecięce!
O, stare dziecko, sprzedane w ręce
Tłumów, co rozkosz przeklętą
Patrzenia, jak śmierć ciebie oblata,
Płacą, i każdy twój strzępek
Ciała, i prawo do krzyków: »Skrzydlata«! —
Płacą, i płacą występek, —
Dawno shańbione, o, dziecko ty stare,
Tańcz nad przepaścią, patrz na nią,
Duchom powietrznym składaj ofiarę,
Walcz z próżnią, igraj z otchłanią, —