Strona:PL Negri Niedola Burze.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

I płonie w niem żar niezachwianej wiary...
I zwyciężyła, i jak lilia polna
Śmiało podnosi głowę nad tłum szary:
Kocha, bojuje, śpiewa i jest wolna!

A kiedy mówię to, w cichej izdebce
Matka ma droga śpi z błogim uśmiechem,
A skroń jej róży wiosennej oddechem
Błoga nadzieja owiewa i szepce...

I w uciśnionem sercu jej, co z życiem
Walczyło dotąd, od trumny twej deski
Druga się młodość jak seraf niebieski
Budzi, ze skrzydeł swych płomiennem biciem.

Lecz ty nie słyszysz mnie... Ty nie wiesz może...
Jam przyszła, żeby tu odnaleść ciebie...
Lecz zimny całun, co kryje twe łoże,
W śmiertelnej bieli swojej łzy me grzebie...

Tyś skonał tutaj — matka nie wiedziała —
Tyś skonał tutaj sam, w rozpaczy, w męce...
W żgło zakonnicy odziały cię ręce,
Pacierz szepcącej u twojego ciała...

Zaś na kamiennym stole byłeś w nocy
Złożon, w trupiarni; a woda, co leci
W kroplach tam, była tobie za łzy dzieci...
I tak zostałeś sam, i bez pomocy...

W okropnych mrokach możeś, zdjęty trwogą,
Na kogo wołał, iżby ostatniemi
Pocałunkami utulił cię swemi...
I nic... I z żywych nie było nikogo!