I wyście niegdyś żyły, o, skielety!
I waszym oczom śmiały się miraże,
I was zdradziła baśń owa, niestety,
Którą wiek każdy — prawdą swą zwać każe!
— Pokój umarłym... Chwila, co ulata,
Nazbyt jest krótką i nazbyt jest drogą...
Po co mam patrzeć w zamierzchły proch świata,
Gdy życie lotną w przyszłość bieży nogą?
O, dajcie iść mi tam, gdzie jako kwiecie,
Nowa się mądrość rozwija do słońca!
Gdzie pędzi, świeci, i w pianach się miecie
Fala miłością i szczęściem szumiąca!
Iść dajcie między twarde pracowniki,
Między huk siekier, między młotów ciosy,
W ruch, w gwar, gdzie para jak lew ryczy dziki,
Z świstem z płuc dymy miecąc aż w niebiosy!
I dajcie mi się błąkać, jak spokojny
Duch, w wielkich polach, kędy zboża rosną...
Krew, którą wasze przelewały wojny,
Już zapłodniła ziemię nową wiosną.
Wołają na mnie szerokie przestrzenie,
Woła szum skrzydeł bijących — tysiąca...
Żegnajcie, mary, żegnajcie mi, cienie!
Ja lecę... w wieńcu róż lecę — do słońca.