To Beethoven!
— Kiedy marzył, tworzył
Tę nieśmiertelną harmonię,
Nie żyłaś jeszcze, Nice, ja — nie żyłam:
A oto, z wiecznych jej zdrojów,
Świat cały pije
I w krew je swą zamienia, i w swe ciało...
A dziś, potężniej niźli jakiekolwiek słowo,
Ta wypowiada muzyka
Co ty, i co ja czuję... Graj, o, Nice!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
I mówią, mówią akordy głębokie,
O tajemnej ruinie twojej pięknej wiosny,
Którą żar trawi...
O twej młodości mówią, co umierać nie chce.
Mówią, żeś żoną,
Mówią, żeś matką,
Że dziecię twe zaledwie szczebiotać poczyna...
I że dla niego, dla niego
Czepiasz się życia!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Mówią te nizkie akordy,
Że gdy, odchodząc, miłość zostawisz na ziemi,
Ja — bez kochania żyć będę;
Że lat dwadzieścia, lat trzydzieści może,
O, Nice, tułać będę się po świecie
Samotna.
— Więc, gdy cię miłość tu więzi, — żyj, Nice,
A ja, nieżałowana, niech umrę za ciebie!
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nie zwracasz schylonej głowy...
Nie widzę twarzy twojej, i nie widzę
Marzących oczu, w których tęskni żądza
Pieszczot, tak, że w nich łza drżeć się wydaje
Zawsze...