Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/14

Ta strona została przepisana.

cyjny egzainin, do którego chciałaby się przygotować za niewielką opłatą.
— Poszukam, mamo.
Poszukała i znalazła. Znalazła córkę owocarki z sąsiedniej ulicy, krępa, pucułowatą, czerwoną jak piwonja, ograniczoną dziewczynę, którą ogłupiał jeszcze bardziej upór matki, chcącej zrobić z niej za wszelką cenę nauczycielkę, bodajby nawet za cenę życia. Nieszczęśliwa ta ofiara ambicji matczynej obkuwała się bez skutku od dwóch lat, aby zdać egzamin na trzeci kurs przygotowawczy.
Ułożyły się, że Weronka da jej trzydzieści lekcyj, po pół lira za godzinę. Ale młoda nauczycielka, której bujna wyobraźnia przeistaczała z łatwością krzewy różane i krzaki jerzyn w postacie z dramatu, stawała się sama biednem, wylęknionem stworzonkiem wobec grozy ułamków, z trudnością omijała niebezpieczne rafy geometrji, a ilekroć przyszło jej powtarzać: „południo-wschód“ lub: „północo-zachód", myślała bezwiednie o wielkich różanoskrzydłych ptakach, ginących w dali bezkresnej, pomiędzy morzem a niebem.
Obie dziewczynki — nauczycielka i uczenica — pracowały gorliwie. Często, wobec zadania matematycznego o zagadkowym dla obu wyniku, bezmyślna, opasła twarz uczenicy i żywa, ruchliwa twarz nauczyczycielki jednakie zdradzały naprężenie uwagi i wysiłek woli istot, starających się zrozumieć i nie mogących dotrzeć do jądra rzeczy.