Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/17

Ta strona została przepisana.

Blada, o wydatnych kościach policzkowych, o wzdętych nozdrzach szerokich i wilgotnych wargach, o śmiało zarysowanym łuku brwi nad błyszczącemi fosforycznie i spoglądającemi z dziwną mocą i bystrością oczami, tamta twarz, z którą często dziwne prowadziła rozmowy, wydała jej się w tej chwili obliczem osoby, którą znała niegdyś w innem życiu. Z życia tego pozostały w jej ośrodkach mózgowych przelotne jedynie błyski, cienie nieuchwytne, drobne, ułamkowe okruchy wrażeń.
— Winszuję, winszuję — szydziła — dobrze zaczęłaś...
— O, kto wie, czy nie wypadnie narażać się na stokroć gorsze jeszcze rzeczy!... Niema co, trzeba się przyzwyczaić. — Zaczęła śmiać się, śmiać na cały głos, śmiać się, aby nie płakać; śmiała się, przechylając całe szczupłe swoje, zwinne ciało chudej kotki przez poręcz balkonu. Słońce, czyste i jasne w tej pierwszej dekadzie października, rozpalało ogniste blaski w zwichrzonej gęstwinie jej włosów. W powietrzu promieniało tyle klejnotów, tyle jaśniało świateł... I cały ogród, kwiecisty i wonny, należał do niej, chociaż tak bardzo była biedna; do niej, ponieważ mogła przeistaczać go dowoli w bogatej fantazji swojej, pełnej wizji najprzeróżniejszych.
Posiadała więc świat, do którego pieniądz nie miał przystępu?...