Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/22

Ta strona została przepisana.

Kiedyż w ciągu całego mozolnego życia swojego usta jej zarysowywały się takim wyrazem zdumienia i zachwytu? Kiedy miał owal jej twarzy harmonję taką przedziwną? Kiedy gościł na jej obliczu spokój taki błogi?... Co oglądały te oczy zawarte?... co słyszały uszy skamieniałe?... Czy widziały i słyszały Boga?... Gdzie był i jakim był ten Bóg?...
Cała istota Weronki rozdwoiła się: jedną połową cierpiała, a drugą obserwowała własne cierpienie, rozszerzając własne źrenice, aby głębiej je przeniknąć.
Tak więc wygląda śmierć?... Matka jej miałaby już taką pozostać nazawsze?... I przypomniała sobie głos szczebiotliwy i ręce niestrudzone i serce nieulękłe z wiecznie kiełkującem w niem ziarnem nadziei, nawet w dni najposępniejsze, jak te ostatnie... Która była prawdziwą Anną Longheną?... Ta, tutaj, czy tamta dawna?...
— Mamo!... — zawołała półgłosem.
Milczenie. Bezruch. Piękno najwyższe.
I spokój. Spokój zupełny. Spoczynek.
Nigdy jeszcze dotychczas nie oglądała Weronka widoku, który wydałby jej się tak imponującym. Dumą przejęła ją myśl, że zdolna jest zrozumieć i odczuć takie piękno i taki majestat, że potrafi wznieść się do nich, zamiast zachwiać się pod ich ciosem i tonąć we łzach daremnych, że stoi obok matki, oko w oko ze zmarłą, że patrzy na nią spokojna i nie-