Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/29

Ta strona została przepisana.

Tyk-tyk; tyk-tyk; tyk-tyk... Nauczyła się prędko i wprawnie pisać na maszynie, prędzej niż się spodziewała. Można się nauczyć wszystkiego, byleby chcieć.
Tyk-tyk; tyk-tyk-tyk... od dziewiątej do dwunastej i od drugiej do siódmej; tyk-tyk-tyk z pod szybko przebierających palców, przeistoczonych — wraz z mózgiem — w narzędzie mechaniczne. Klawisze wyskakują, zapadają się, znów wyskakują, niby rozbawione djabliki chichotliwe; arkusze wysuwają się, jeden za drugim, białe i czerwone, najeżone nazwami technicznemi, formułkami handlowemi, a nadewszystko cyframi, cyframi, cyframi bez końca. Forma stołu — kwadratowa, arkuszy — prostokątna, klawiszy — okrągła. I tak wciąż nieodmiennie. Cyfry szeregują się nieskończenie, różnorodnemi ugrupowaniami, określającemi nieskończoną różnorodność liczb; wszystkie jednak wciąż i nieodmiennie jednakie.
Obok Remingtona — księga kopjowa, niema, uparcie milcząca, metodyczna. Zaciskając i tłocząc śrubę prasy, aby pismo odbijało się wyraźnie na cieniuchnych arkusikach welinu, nieodmiennie doznawała Weronka bolesnego uczucia, że wtłacza w maszynę własną duszę i wyciska na niej, plugawiące ją, piętno niezatarte.
Wszystko dokoła niej było nieugięcie ścisłe, oparte na rozkładach i wyliczeniach. Praca urzędników, ich wszystkie dążenia, ich rozmowy jedną miały wytyczną, jedno jedyne bóstwo: zarobek. Jasno-szare