Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/30

Ta strona została przepisana.

tapety trzech pokojów biurowych, szafy z ponumerowanemi szufladami, kopjały, poprzewiązywane zielonemi tasiemkami, olbrzymie biórka, zawalone papierami i ochlapane atramentem, zdawały się — tak samo jak ludzie — sączyć z siebie cyfry, sumy, reszty, salda, należności, nieskończone nagłówki: „ma“ i „winien“...
Szef rachunkowości wciąż wzywał do siebie Weronkę do pomocy, zwłaszcza w dni wypłat. Boże!... te woreczki... te woreczki z dziesiątkami, setkami, białe, ciężkie!... A te twarze w okienku!... twarze mężczyzn, kobiet, wyrostków, dziewcząt, dzieci... wszystkie napiętnowane jednakim wyrazem zwierzęcej pożądliwości, którą sycił dopiero widok woreczka, niknącego momentalnie w dłoniach chciwie zaciśniętych dokoła supła...
Szef rachunkowości był lichą kopją człowieka: żółty jak przygarść gliny, wąsy i włosy miał niby pakuły, uszy odstające, a taki był chudy, że łokcie kolana dziurawiły mu rękawy i nogawice spodni. Wtłoczony pomiędzy wielką kasę żelazną i biurko dębowe, po za którem nikła jego wątła, drobna figurka, wiecznie zgarbiony nad księgą główną, nad fakturami, czekami i wekslami, zasługiwał w zupełności na miano człowieka — cyfry.
Nie omyliłby się na jedną tysiączną ułamka, nawet we śnie, nawet na łożu śmierci.
Drobiazgowa staranność, z jaką liczył i przeliczał pieniądze, przygotowywał i rozkładał koperty