Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/36

Ta strona została przepisana.

nej. Słowa dziewczyny uraziły ich dumę męską, ich przyziemne, utylitarne ujmowanie życia, ich korzenie się przed zarobkiem, przed majątkiem, odziedziczone po ojcach wraz z meblami, nazwiskiem i wyznaniem. Bliska im i razem daleka od nich, gorzała Weronka niby płomień rozniecony z gałęzi chrustu, subtelny, strzelający prosto w górę, cały drgający. Głód zmysłów, a zarazem namiętna żądza pokonania, ugłaskania, ugięcia opornej nadęła krwią apoplektyczny kark dyrektorski. Nagle... żywszy szmer głosów w sąsiednim pokoju, szarpnięte drzwi, w których wyrastają trzy postacie: Joanna Dominici z włosem rozpuszczonym i twarzą jak popiół szarą, wleczona za ramię przez odźwiernego, któremu poruczono rewidować przy wyjściu kieszenie robotnic; za niemi podmajstrzy.
...Zlitujcie się... Zrobiłam to dla dzieci... Nie gubcie mnie, zaklinam was, na Boga!...
Zęby jej szczękały jak w febrze. Spodlenie, nędza biły od całej jej postaci obwisłej i ponurej, jak łachman czarny. Kolana dygotały pod nią ze strachu.
— Nie zrobimy ci nic złego. Ale, co tu gadać, znaleźliśmy cztery motki przędzy w kieszeni dolnej spódnicy. Nie zrobimy ci nic złego... Tylko, fora ze dwora.
— Chcecie chyba, żebym się rzuciła do rzeki?... A więc, dobrze, pójdę na most i rzucę się do wody. Nie mogę przecież patrzeć, jak moje dzieciaki mrą