Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/38

Ta strona została przepisana.

— Przebaczą jej?... Powiedz pan. Biedaczka!... Ma dwoje dzieci. Widzi pan, widzi pan, do czego może doprowadzić nędza... Nikt nie powinien cierpieć nędzy... Niepodobna przecież, żeby jej nie przebaczono. Byłoby to naprawdę zbrodnią.
— Tak, tak, zapewne jej przebaczą. Niech się pani uspokoi. Nie trzeba się dręczyć.
Kiedy doszli do domu, w którym mieszkała Weronka, głos mężczyzny, nieco ochrypły, szepnął:
— Pozwoli pani, że ją odprowadzę na górę... Taka jest pani rozdrażniona, cóż w tem złego?... Mam czterdzieści lat, mogłabyś być moją córką... Pozostanę tylko na chwilę, dopóki się biedactwo zupełnie nie uspokoi.
Jakie wysokie schody!... Nigdy nie wydawały się one Weronce tak ciężkiemi do wchodzenia, (dyrektor wciąż ją podtrzymywał). Nogi jej były tak przełamane w kolanach. Musiała chyba mieć gorączkę
Gąszcz zieleni ogrodowej przedzierał się przez balkon do dwóch białych, pustych prawie izdebek. Ostatni promień zachodzącego słońca oblewał krwawym szlakiem wierzchołek dachu. Skwar dnia ciążył jeszcze nad nieruchomemi drzewami, które czekały, zda się, świeżości wieczoru. Hałaśliwy świergot wróbli rozlegał się z pośród cienia błękitnej pinji. Sznury jaskółek krążyły szybkim, gwałtownym lotem