Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/42

Ta strona została przepisana.

ku drzwiom. Szalał, oślepiony namiętnym gniewem zmysłowym, doprowadzającym krwistych samców do wściekłości.
Mruknął przez zęby: Milcz, smarkata... Pożałujesz swoich słów. Masz też być z czego dumna... z tych twoich idjotycznych bazgrot, które nie dadzą ci nawet kęsa chleba!... Sprobój zanieść je do jakiej redakcji, niech ci za nie zapłacą, niech wydrukują te głupie gryzmoły, te brednie bezsensowne... A może myślisz, że weźmiesz ludzi na twoje ładne oczy?... niedaleko zajedziesz, jak będziesz się tak dziczyła... Mówię ci to... pamiętaj, mała.
— Wszystko mi jedno. Odejdź pan!...
W półcieniu zmierzchu, nabrzmiałego drganiem fal magnetycznych, szeroko rozwarte źrenice dziewczęcia, wświdrowane w mężczyznę, przeszywały go, jak ostrza noża, dopóki nie cofnął się za próg i jeszcze szły za nim, dopóki odgłos ciężkich stąpań nie rozległ się na schodach. Wówczas dopiero opadły jej powieki, ciało rozprężyło się i osunęło na ziemię — niby łodyga podcięta w korzeniu. Spazmatyczny płacz wstrząsał nią całą, podrzucał w drgawkach konwulsyjnych, rozpłaszczał, zdawał się rozdzierać ją na strzępy, miażdżyć na proch. Potem ustał nagle. Zapadła noc. Zaległa cisza.


∗             ∗