Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/51

Ta strona została przepisana.

jaźń dla krytyka, który namaścił ją na chrzest bojowy i wskazał drogę ciernistą, wiodącą do sławy, przyjaźń dla olimpijskiego starca o wysokiem, wypukłem czole jowiszowem i mlecznej brodzie patryjarchy, przed którym korzyła się, padając często na kolana, całując jego ręce, nazywając go „ojcem“.
Aż przyszedł Faustyn Mori.
Przy pierwszem zaraz spotkaniu odczuli się i zrozumieli wzajem.
„To on!“ — „to on!“ — rozbrzmiał w ich duszach głos bezdźwięczny, mimo to potężniejszy od wszystkich innych głosów najdonośniejszych: Na widowni jednego z teatrów, po burzliwem zgromadzeniu ludowem: Atmosfera rozprażona, przesycona elektrycznością. Zaledwie przebrzmieć zdołały echa wywodów mówcy, który potęgą żywego słowa wciągnął słuchaczy w wir porywającej, oszałamiającej swojej elokwencji.
W powietrzu drgały hasła walki, rzucone przez wzywającego do niej mówcę. Był nim adwokat Faustyn Mori.
Przywitanie, oklask, uścisk dłoni. On, wzrostu olbrzyma, barki i pierś szerokie, nie znający lęku przed starciem z tłumem. Ona: drobna, szczupła, na pozór wątła, jak bywają pozornie wątłe kobiety o nerwaco ze stali. Obie siły zlały się wzajem, choć obie wolh nie wzięły w tem zlaniu się udziału. Od tej dopiere