Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/56

Ta strona została przepisana.

każdy powinienby przemawiać do ciebie... — Cicho... Święta Barbara!...
Na zakręcie ulicy, u której wylotu zieleniał cichy placyk, oczom ich odsłonił się czarownie piękny widok.
Wysiedli.
Nad placem całym dominował kościół prostotą fasady, utrzymanej w czystym stylu lombardskim; odcinał się na tle lazurów, skąpany w słońcu; dzięki przedziwnej smukłości linji zdawał się być myślą raczej niż kształtem. Był mały, a wydawał się olbrzymim. Linje obu strzelistych bocznych jego ostrołuków urągały, zdało się, niebu. Gęstwina trawy słała się cicho i pokornie wśród kamieni placyku. Fala wspomnień owionęła młodą kobietę, chyląc serce jej ku ziemi rodzinnej.
— O, tak chłodno w kościele!... Przybiegałam tu zawsze w godzinach popołudniowych, kiedy nie było nikogo, pociągana wewnętrzną potrzebą mistycznego skupienia. Nie modliłam się: rozmyślałam.
Moja Madonna!... Madonna moja, malowana al fresco, długa, smukła, o powłóczystych oczach, trzymająca dzieciątko ręką o sześciu palcach... Chcesz?... podam ci wodę święconą w kościele, w którym pewnego dnia przyszło mi na myśl zostać misjonarką...