Strona:PL Negri Pieniądze.pdf/58

Ta strona została przepisana.

Maleńkie łódeczki, mknące jak strzały, sterowane przez nawpółnagich młodych chłopaków, rytmicznie prujących wiosłami falę, sunące majestatycznie barki ciężkie, zaludniały wodę. Rozpierająca radość życia, nieskończone rytmy ruchu, fale światła rozedrgane w powietrzu i w wodzie. Zielone, soczyste, bujne pastwiska zarysowywały się w przezroczu widnokręgu po za mostem, jak gdyby nieważkie, całe utkane z eteru i światła.
— Wszystko wyzwoliło się dzisiaj, Faustynie: ja i wszystko dokoła.
Przedostałam się na tamtą stronę rzeki: To, co przecierpiałam, nie ma już dla mnie znaczenia. Zbłękitniało, roztopiło się w przestrzeni, jak te wyspy zielone, zawieszone pomiędzy dwoma lazurami. Lekcje po półlira za godzinę, maszyna do pisania, robotnica z motkami przędzy, ukrytemi w kieszeni spódnicy, wstrętne, wytłuszczone pieniądze... Pieniądze?... Były one zmorą nieustanną mojego dziecięctwa, moich lat młodzieńczych. Odgradzały mnie od świata murem nieprzebytym, murem bez wyjścia. Syczały mi nad głową zatrutem żądłem swojem, miażdżyły cielskiem smoka stugłowego. Muszę go powalić — myślałam — jeśli mam mocną wolę przedostania się na drugą stronę. Szaleństwo!... Nie, nie, nie pieniądze były mi zaporą. Nie ta konieczność zarobkowania wytrącała mnie z właściwego mojego środowiska, odcinała od