Strona:PL Negri Sługa.pdf/5

Ta strona została uwierzytelniona.
5

Wszystko to wszakże nie ciążyło jej, nie sprawiało jej przykrości. Zdawało się jej tak naturalnem, że nie rozumiała wcale, jak mogłoby być inaczej.
Dusza posłuszna, niesucha jednak i niezacięta. W sercu jej tkwiła pokorna, lecz niezwalczona potrzeba kochania. Małe jej, błyszczące, skośne oczki japońskie uśmiechały się jasnym promieniem sympatji do wszystkich i do wszystkiego; do ciemnookiej, smagłej pani domu, do jej męża, zrzędnego i drobiazgowego, do grubego ich przyjaciela, który przychodził co wieczór na kolację i nigdy nie zostawiał ani grosza napiwku; do piekarza, do mleczarki, do bucików, które czyściła z zapałem, do rondli miedzianych, które tarła tak, że błyszczały jak złote, do kota prążkowanego i do okna kuchennego, na którem postawiła anemiczną cynerarję, kwitnącą w skrzynce blaszanej.
Te jej egzotyczne, niewinne i promienne wesołością oczy czyniły ją nieomal piękną pomimo postaci niekształtnej, mimo cieniutkiego warkoczyka koloru rdzy, skręconego na czubku głowy bez cienia zalotności i twarzy, z gruba wyciosanej z granitu czerwonawego.
Mijał czas wolno i jednostajnie. Anina była już kobietą trzydziestoletnią, silną i kosmatą jak tragarz. Dorobiła się w domu znaczenia, nieuświadomionego może, ale bezwględnego, — stała się niezbędną, jak powietrze, którem się oddycha, jak woda, którą się pije, jak podłoga, po której się chodzi. Jej skromna