Strona:PL Neofita by K Szaniawska from Kalendarz Lubelski Y1911 p37.png

Ta strona została skorygowana.

Żydek zrobił dnia tego krok olbrzymi na drodze do karjery, nic nie ryzykując. Kiełbasa była koszerna.

∗                    ∗

Jak wyglądała dusza katechumena? o czem myślał przyszły chrześcijanin?.. Widział przed sobą w dzień i w nocy cztery pary rodziców chrzestnych... rozważał ich bogactwo, dobroć, hojność. Cztery pary! aż cztery!... Niegdyś miał tylko matkę. Ojciec pisywał czasem zdaleka, wybierali się do niego jechać... umarł, nie pojechali. Z lat późniejszych została mu w pamięci bieda, matka chora, mizerna, widywana tylko w wieczór — kułaki od wuja, dziadka, ciotek. Potem odwróciło się na lepsze: kradł, jedzenie było, kapota, parę groszy... Zamknęli go, że kradł, głodu też nie było — wypuścili znowu kradł...
Nawet tę panią, dobrodziejkę swoją myślał okraść wtedy — pod kościołem. Poznała z jego oczu — pilnowała — mądra!.. Teraz Majer kraść nie potrzebuje. Ma rodziców cztery pary; wezmą go w opiekę. Ale jak?.. Co mu dadzą?.. Wszystko! wszystko, o co ich poprosi. — W myśli sobie ułóż i spamiętaj — poucza dobra pani; — to dzień bardzo ważny — w tym dniu niczego nie odmówią, możesz śmiało prosić. A Majer przecież wie, co byłoby dla niego najlepsze; dzieckiem nie jest — ma blizko dwadzieścia lat... Szkoda, że matka umarła, wziąłby ją do siebie, dałby ile zechciałaby jeść i pić — dałby ładną suknię...
Pani Bocianowska skompletowała cztery pary chrzestne. Nie bez trudności to jej przyszło: uraziła prezesa — chciał się cofnąć, ale że słowo dał, nie mogł tego zrobić. Upewniła go o współudziale osób, które jeszcze nie były proszone i stąd cały kłopot. Pani pisarzowa magazynu solnego uparła się; nie chce... Pan pisarz powiedział: ja takich spraw nie lubię. Kiep ten, kto wiarę zmienia — wiarę szanować należy!
A właśnie o tych dwojgu mówiła prezesowi biedna pani Bocianowska. Mieli oni w mieście wielkie poważanie. Gdy się odsunęli, miała obawę, że wszystko przepadnie. Ale nie przepadło. Cztery pary kumów, dwie z osób starszych i dwie młode podjęły się wprowadzić Majera do kościoła bożego. Rejentowa dała swój piękny lokal na tę uroczystość, która odbyć się musiała w wielkiej tajemnicy i dlatego w domu.
Cała inteligencja miasta wzięła w niej udział. Każdy czuł się obowiązanym dać jakąś ofiarę wedle sił i środków, zamożniejsi przyrzekli stale dopomagać.