MĄŻ: Niegdyś o tej samej porze, wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli Brutusowi ukazał się genjusz Cezara.
I ja dziś czekam na podobne widzenie. Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża, co wydobył się z nicości i zacznie może nową epokę, jeśli go wtył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości.
Ojcowie moi, natchnijcie mnie tem, co was panami świata uczyniło! Wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi, powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje! Wiara w Chrystusa i kościół jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
Teraz gotów jestem. (wstaje)
SŁUGA ZBROJNY: (wchodząc) Jw. panie, człowiek, który miał się stawić, przybył i czeka.
MĄŻ: Niech wejdzie!
PANKRACY: (wchodząc) Witam hrabiego Henryka. To słowo „hrabia“ dziwnie brzmi w gardle mojem.
MĄŻ: Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu. Starym zwyczajem piję zdrowie twoje.
Gościu, w ręce twoje.
PANKRACY: Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi. (pije)
MĄŻ: Za pomocą bożą wkrótce tysiące ich ujrzysz.