nie możecie. Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność, a wreszcie, gdzie męstwo?...
Gdybym był tobą, wiem, cobym uczynił.
MĄŻ: Słucham. Patrz, jakem cierpliwy!
PANKRACY: Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny, nie idę na odsiecz Świętej Trójcy, a zato zostaję przy mojem imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem.“
Wiele masz lat, hrabio?
MĄŻ: Trzydzieści sześć, obywatelu.
PANKRACY: Jeszcze piętnaście lat najwięcej, bo tacy ludzie niedługo żyją... twój syn bliższy grobu, niż młodości... jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach, panuj do śmierci w domu naddziadów, każ malować ich obrazy i rżnąć herby! — A o tych nędzarzach nie myśl więcej! Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami!
Zdrowie twoje, ostatni hrabio!
MĄŻ: Obrażasz mnie każdem słowem, zda się próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę! Opatrzność mojego słowa cię strzeże.
PANKRACY: Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę! Zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. O, znam ciebie, przenikam ciebie: pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo Ojczyzna i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć.
MĄŻ: Tobie zaś i twoim cóż inszego?
PANKRACY: Zwycięstwo i życie! Jedno tylko prawo uznaję i przed niem kark schylam; tem prawem świat