Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.
Inna strona okopów.
Słychać odgłosy walki — JAKÓB rozciągnięty na murze — MĄŻ nadbiega, krwią oblany.

MĄŻ: Cóż ci jest, mój wierny, mój stary?
JAKÓB: Niech ci czart odpłaci w piekle upór twój i męki moje! Tak mi Panie Boże dopomóż!

(umiera)

MĄŻ: (rzucając pałasz) Nie potrzebnyś mi dłużej. — Wyginęli moi, a tamci, klęcząc, wyciągają ramiona ku zwycięzcom i bełkoczą o miłosierdzie!

(spoziera naokoło)

Nie nadchodzą jeszcze w tę stronę — jeszcze czas — odpocznijmy chwilę! — Ha, już się wdarli na wieżę północną — ludzie nowi się wdarli na wieżę północną i patrzą, czy gdzie nie odkryją hrabiego Henryka. Jestem tu, jestem, ale wy mnie sądzić nie będziecie. — Ja się już wybrałem w drogę, ja stąpam ku sądowi Boga.

(staje na odłamku baszty, wiszącym nad samą przepaścią)

Widzę ją, całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moja, bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg, jak słońce, co się wiecznie pali, wiecznie jaśnieje, a nic nie oświeca.

(krokiem dalej się posuwa)

Biegną, zobaczyli mnie! Jezus, Marja! Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki! Ramiona, idźcie i przerzynajcie te wały!

(skacze w przepaść)

∗                ∗
Dziedziniec zamkowy.
PANKRACY — LEONARD — BIANCHETTI na czele tłumów — przed nimi przechodzą HRABIOWIE, KSIĄŻĘTA, z żonami i dziećmi, w łańcuchach.