„Gdyby się nie narażał czasem tak zuchwale:
„Mógłby przecież być pewnym i bezpiecznym wcale.“
897
— „Pani“ — rzecze jej Hagen — „jeśli o to chodzi,
„Powiedz mi, czyli rana jaka mu zaszkodzi,
„I jaką sztuką na to posłużyć się muszę.
„Będę go strzegł i na krok odeń się nie ruszę“.
898
Ona na to: „Tyś bliski mi rodem i krewny,
„Więc ci polecam męża i ufam, że pewny
„Będzie w twojej opiece, gdy wesprzesz go siłą“.
Powiedziała, co lepiej zamilczeć by było.
899
„Wiem“, rzekła, „iż odważny i silny z natury.
„A kiedy niegdyś smoka zabił u stóp góry,
„Ukąpał się w posoce Zygfryd mój waleczny,
„Odtąd w boju przed mieczem wroga on bezpieczny.
900
„Ale troskam się zawsze, gdy w bojowym ścisku
„Z ręki wojaków pocisk pada po pocisku,
„By mnie małżonka dziryt jaki nie pozbawił.
„Ach, ileż on mi trwogi i troski już sprawił!
901
„W zaufaniu powierzam, przyjacielu miły,
„Że nie zdradzisz, co moje usta ci mówiły, —
„Gdzie memu można małżonkowi zadać ranę.
„Wiedz, — lecz to w zaufaniu wielkiem powiedziane:
902
„Kiedy z otwartej rany płynęła posoka —
„A Zygfryd się w gorącej kąpał jusze smoka,
„Padł mu między łopatki z lipy jeden listek —
„I tam go zranić można. Stąd mój smutek wszystek“.