prosił o wskazówkę, lub odkrywał rany swoje; on milczał i trzymał się zdaleka.
Rabboni nie przyzywał go. On szedł jednak za nim. Szedł przez miasta, przez wybrzeża jezior, przez dolinę Jordanową, przez kraj pustynny i wstąpił za nim na górę.
Przybliżył się do niego dopiero w samotności.
Długo patrzył na rabboniego a wreszcie siadł przy nim i przemówił. Rabboni słuchał słów jego, nie przerywając mu. On zaś prawił o rozpościerającej się w dole ziemi, o tłumach uśpionych i o ich niedoli. Następnie wyznał, iż jest człowiekiem możnym, ale bogactwo nie rozweseliło go. Zostawił swe majętności daleko i ruszył za rabbonim, aby mu się przypatrzeć, co myśli i co czyni.
I ujrzał, że czyni rzeczy nadzwyczajne, którym dziwowali się prostaczkowie. Ale on się nie dziwował. Bo rabboni czynił wiele, lecz nie tknął się rzeczy najważniejszej.
Odejmuje ból. Ale ten ból powróci. Ociera łzy; ale inne zakręcą się w łzawnicy i spłyną na twarz. Podnosi upadających; ale oni legną znowu pod brzemieniem ucisku.
Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/048
Ta strona została skorygowana.