Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/084

Ta strona została przepisana.

Gamaljel ani drgnął, wywodził jeszcze godzinę, a następnie drugą godzinę kiwał się, szepcząc modlitwy. Gdy powrócił do domu, ojciec już dawno nie żył. Wziął się do spełnienia wszystkich przepisów rytuału, a po pogrzebie i dokonaniu pokuty udał się do brata i zgromił go za przerwanie modlitwy. Brat tłómaczył się tem, iż ojciec umierał. Gamaljel odpowiedział mu na to, że jeśli raz jeszcze zdarzy się coś podobnego, to go pociągnie do publicznej odpowiedzialności.
Brat uląkł się, gdyż był przeświadczony, że oskarżenie, wniesione przez Gamaljela, będzie już wyrokiem. Ale postanowił się na nim zemścić.
Razu pewnego stanął znów za nim w świątyni i szepnął mu do ucha:
— Kochany bracie, odmawiam modlitwę, aby Bóg ciebie pocieszył! Bo oto zwierz leśny napadł na twoją trzodę i znaczną ci szkodę wyrządza. Pasterz opędza się mu, ale nie może dać sobie rady[1] Módl się, aby Pan wejrzał na twoją stratę!
Gamaljel udał, że nie słyszy. Ale po chwili zakręcił się i zniknął. Biegł przez miasto w dolinę nad rzeczkę, odszukał trzodę i pasterza, który spał najspokojniej i o zwierzu leśnym nic a nic nie słyszał. Gamaljel zrozumiał i postanowił odpłacić za to bratu.

Wybierano niebawem członków do rady. Obywatele, chcąc się przypodobać Gamaljelowi, postawili kandydaturę jego brata. Ale jakież było ich zdziwienie, gdy Gamaljel zaprotestował.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki na końcu zdania.