Ten jednak nie przystanął, ale mijając ich, począł wstępować na schody. Tłumy zatrzymały się. On zaś, stanąwszy przed podwojami, zapukał trzykrotnie i zawołał głosem podniesionym:
— Gamaljelu, w imię Pana, otwórz!
Zdziwienie ogarnęło tłumy. Imię Gamaljela było zbyt popularne.
Poczęły tedy obiegać szepty:
— Gamaljel kazał drzwi zamknąć!
— Gamaljel nie puszcza go do bóżnicy!
— Czuwajcie, czuwajcie!
Wtem wielkie podwoje rozwarły się na oścież. Ale znowu zaszedł wypadek nieoczekiwany. Ku schodom przeciskała się jakaś kobieta, a za nią szło czterech chłopców różnego wieku i trzy dziewczynki. Właśnie rabbi wstępował w przedsionek bóżnicy, kiedy zatrzymał go ów siwy uczeń i szepnął:
— Panie, oto matka twoja przeciska się przez tłum, dążąc z bracią i siostry, aby cię powitać.
Rabbi popatrzył na niego.
— Zbliżają się, zaczekaj na nich — dodał.
Ale rabbi uśmiechnął się żałośnie i wskazując na orszak swój, rzekł:
— Oto są bracia moi, oto siostry moje!
Siwy uczeń wytrzeszczył oczy. Wtem tłumy poczęły cisnąć się za rabbim do świątyni i niebawem wypełniły ją po brzegi. Nie wszyscy mogli się jednak pomieścić, przeto ogromna ciżba zalegała schody i tłoczyła się w ulicy.
Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/097
Ta strona została przepisana.