Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/113

Ta strona została przepisana.

i w wyjątkowe znaczenie swoje. Uwierzył i czuł się niezmiernie szczęśliwym. Nic nie mąciło zdroju jego myśli. Rozgłośne jego bogactwo mnożyło się z dniem każdym. Dzieci jego były zdrowe, zamożne, poważane i również szczęśliwe. I zdało się Joelowi, że kogo Pan wybrał, temu przysporzył dostatków ziemskich, aby mógł wolę Jego spełniać.
I zdało mu się także, że biedni są ofiarami własnych grzechów, albo win przodków. Bez winy i grzechu nikt nie mógł być, wedle jego mniemania, ubogim. On nie czuł w sobie żadnej winy i był bogaty, a z tego biednego pospólstwa co chwila kogoś przed sąd prowadzono i karano. Sędzia Joel widział, ile to było kradzieży, ile obmów, ile cudzołóstwa, ile wzywania imienia Pańskiego nadaremno. Widział, ile było oszustwa i niepobożności, ile targnięć się na cudzą żonę i urodzeń nieprawych, ile lichwy i fałszywego świadczenia. Dlaczego winowajcy pochodzili tylko z pospólstwa? Dlaczego ani jeden nie pochodził z pomiędzy Peruszim? Więc pojęcie pospólstwa zlało się w jego głowie z pojęciem niesprawiedliwości. Gardził tedy onem pospólstwem tak, jak gardził grzechem.
Szczególniejszą zaś pogardę czuł dla celników,