Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/116

Ta strona została przepisana.

siał wybrać się tam celem pogrzebania go, odprawienia przepisanej pokuty i objęcia spadku.
Spodobało mu się to miasto, leżące nad jednym z dopływów Jordanu. Okolica była rozkoszna. Joel pozostał tam znacznie dłużej, niż pierwotnie zamyślał i nieraz wieczorami zapuszczał się samotnie na przechadzki w głąb lasów i dolin. Sława jego i tu się rozeszła. A że mieszkańcy znali obszar jego majętności i niezliczone bogactwo w trzodach, przeto gość taki był przedmiotem ustawicznej czci.
Joela znużyły nieco owacye i to tem bardziej, że śmierć ojca wywarła na nim głębokie wrażenie. Rzadko kiedy myślał o chwili pożegnania się ze światem. Teraz ujrzał nagle, iż w drabinie pokoleń tuż przed szczeblem Joel zgnił i załamał się szczebel Azdrasz. Powiał tedy na niego jakby śmiertelny chłód. Chciał zapomnieć o tem i szukał innych myśli śród palm, fig, gajów. Począł nawet zapuszczać się aż po Jordan, a wtedy siadał na osła i brał ze sobą poganiacza.
Na jednej z takich wycieczek zostawił poganiacza i zwierzę w lesie, a sam zszedł nad Jordan, aby zażyć kąpieli. Ale że był silnie spocony, więc siadł na brzegu i studził się.