kryją się wilki. Ogarniał go strach coraz większy; siadł nad rzeką i drżał.
Wtedy dało się nagle słyszeć wołanie poganiacza, którem to wołaniem popędzał osła. Joel ruszył na jego spotkanie.
Sługa ujął osła za cugle i chciał pomóc panu przy wsiadaniu. Ale ten wyrwał mu z ręki pytkę i począł go okładać po plecach. Poganiacz kląkł, wystawił plecy i za kazdem uderzeniem stękał cicho, znosząc plagi cierpliwie.
Gdy Joel się zmęczył, kazał mu wstać i potrzymać zwierzę.
Ruszyli w głąb lasu.
Ciemność nocna, samotność leśna i strach ukoiły niebawem gniew Joela. Zwrócił się tedy do poganiacza, a głos jego był bardzo łagodny:
— Czy w tym lesie są zbójcy?
— Mogą być, panie.
— A czy mogą nas napaść?
— Mogą, panie.
— Cóż mogą nam uczynić?
— Nic nam, panie, nie uczynią.
— Dlaczego mogą napaść, a nie mogą nic uczynić?
— Bo Bóg strzeże swe sługi, panie.
Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/124
Ta strona została przepisana.