Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Bo chcę być zbawionym i wejść do Królestwa Niebieskiego.
— A ja nie wejdę do Królestwa Niebieskiego?
— Nie, panie, jeżeli nie pójdziesz jego śladem...
— Milcz, głupcze i popędzaj osła, bo stanął na drodze i szczypie trawę!
Poganiacz krzyknął na osła; ten podreptał raźniej. Droga stawała się coraz bardziej spadzistą, a mrok tak gęstniał, że nic a nic nie można było widzieć. Tylko w górze ukazywał się malutki skrawek nieba, nasypanego gwiazdami. W lesie panowała cisza. Joel wstrząsnął się; poczynało mu być chłodno. Założył ręce na piersiach i pochylił głowę naprzód, śledząc ciemności. I dziwił się, jakim sposobem poganiacz nie zbłądzi, ale z taką pewnością zwierzę przed sobą pędzi. W głębi lasu ozwało się wołanie jakiegoś ptaka czy zwierza, bo trudno było Joelowi odróżnić, gdyż prawie nigdy nie obcował z przyrodą. Znowu począł go nękać strach. Pragnął więc możliwie przychylnie usposobić dla siebie poganiacza, aby go chętniej strzegł i w razie potrzeby bronił. Przemówił zatem do niego:
— Abyś poznał moją nadzwyczajną dobroć, to i tym razem daruję ci karę. Ale powiedz, jakim