Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Nie miał pojęcia o podobnem zuchwalstwie. Ale że wokoło rozpościerała się leśna puszcza, posępność i od czasu do czasu odzywało się wołanie drapieżnego ptactwa, przeto nie rzekł nic, tylko skulił się na grzbiecie zwierzęcia i zaprzestał wszelkiej rozmowy.
Osioł potknął się raz i drugi. Poganiacz zatrzymał go i rzekł:
— Znijdź, panie, z grzbietu.
Joel nie usłuchał. Posługacz rzekł powtórnie:
— Zsiądź panie i podążaj za mną pieszo, bo zwierzę moje paść i szkodę sobie wyrządzisz, gdy legniesz w ciemnościach na ścieżce.
Joel zsunął się z grzbietu zwierzęcia.
— Krocz za mną, panie, trzymając się blizko mnie. Zwierzę zaś podąży za tobą i nie pozostanie w tyle z obawy przed zwierzem leśnym.
Rozpoczęli tedy pieszą wędrówkę, sunąc spadzistą ścieżką.
Joel utykał na kamieniach i na korzeniach cedrów, podrapał sobie ręce o krzaki, sapał, pocił się i czuł się niezmiernie nieszczęśliwym. Przeklinał w duchu chętkę wycieczkowania nad Jordan ze sługą niewypróbowanym. Przeklinał tego sługę, że