Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Joel rozwarł szeroko oczy, spojrzał po sługach. Wszyscy złożyli ręce i poczęli poruszać ustami. Poganiacz zaś mówił:
— Tyś, panie, pewnie wezwał w niedoli jego pomocy... Nie?... Możeś się modlił... A możeś bluźnił?... On ci dał napomnienie!
Joel począł dłonią raz po raz dotykać czoła. Popatrzył na osła, który był bardzo znużony, miał boki zapadłe i wciąż poziewał. Popatrzył na poganiacza, na którym noc i trudy wyryły niestarte ślady. Popatrzył na wylękłą służbę, na dom, na drzewa.
Nagle zawrócił i udał się do sypialni.
Siadł na łożu, raz po raz dotykając czoła. Rozglądał się po ścianach, po powale i po posadzce.
— Co to jest? — szeptał. — Co to jest? Co to jest?...
Rozmyślał w ten sposób przez cały dzień.
Napróżno słudzy wchodzili pytając, czy nie zażąda posiłku.
Joel przesiedział na łożu w ten sposób aż do zmierzchu.
Dopiero wieczorem kazał przywołać pogania-