Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/148

Ta strona została przepisana.

„tu“, a następnie podniósł palec w niebo i szepnął „tam“. Potem zamilkł.
Po chwili przerwał ciszę młodzieniaszek, odzywając się:
— Ja jednak kocham ten świat, na który patrzę!
Starzec pokiwał głową i odparł:
— To jest marność. Kochaj niebo i tęsknij do niego.
— Tęsknię, bo tak mówił nauczyciel. Ale on nie twierdził, aby ten świat był marnością.
— Mówił: królestwo moje nie jest z tego świata.
— Prawda. Zapomniałem... Ale on jednak zszedł na ziemię!
— Zszedł, aby werbować sobie sługi do swego królestwa, które jest w górze.
— Pójdziemy tam za nim?
— Pójdziemy.
— I rozstaniemy się z tą ojczyzną naszą?
— Rozstaniemy się z nią.
— I nie będzie nam za nią markotno?
— Nie będzie markotno.
— A czy w onem niebieskiem królestwie kwitną tak migdały i granaty?
— Tam kwitną drzewa piękniejsze.
— A jak się zowią?
— Drzewa rajskie.
— Jaki mają owoc?
— Bardzo różny. I słodki i kwaskawy.
— A czy rośnie tam winna latorośl?