Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

— Rośnie i dojrzewa siedm razy do roku.
— Na takich wzgórzach jak te?
— Na wzgórzach daleko piękniejszych.
— Czy są tam jeziora?
— Jest morze niebieskie.
— Czy można po niem pływać?
— Jak Pan da rozkaz.
— I wody się burzą niekiedy?

— Nie. Panuje na nich wieczna cichość i nie mąci pracy rybaków.
— To i tam trzeba pracować?
— Wszędzie trzeba pracować.
— Nawet w niebie?
— Nawet w niebie.
— Tylko w sabat jest odpocznienie?
— W sabat i wszystkie święta.
— Ale to chyba tylko grzeszni pracują, a zbawieni odpoczywają?
— Grzeszni wcale nie idą do nieba, jeno do piekła, gdzie płoną w ogniu wieczystym.
Młodzieniaszek westchnął, szepnął „prawda“ i płynęli dalej w cichości i milczeniu. Niekiedy plusnęła ryba i potrącone wody zabłyszczały w świetle księżyca.
Ale myśl młoda nie mogła długo spoczywać i po chwili znów zwróciła się do starca słowy następującemi:
— Czy czasem pozwala Bóg spojrzeć z nieba na ziemię?