Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/175

Ta strona została przepisana.

dając róż, które bujnemi gałęziami spinały się po murze. Roztkliwiał się nad ich wonią i błogosławił je. Dotykał winnych jagód i przemawiał do nich. Patrzył po oliwkach i obcował z niemi, jakby to były jego krewne, powinowate lub bliźnie.

Żonę stracił przed piętnastoma laty, a z jej śmiercią począł jeszcze mniej dbać o majętność. Żebracy dzielnicy, w której mieszkał, otrzymywali dwa razy na dzień pożywienie, tak, że niektórzy z nich nawet utyli. Synowie Jessego byli już mężami podeszłego wieku i cieszyli się najlepszą sławą; dzieci tych synów były pożenione i doczekały się potomstwa. Jesse więc u pięknego zachodu dni swoich spoglądał w czwarte pokolenie, co było wielką rzadkością.
Starzec od wielu lat nie brał właściwie udziału w sprawach publicznych, ale na zgromadzenia Syn-