Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/177

Ta strona została przepisana.

współczucie starca, który nad nim płakał, jak gdyby był jego ojcem.
Raz na rok pouczał w świątyni, a wtedy zjawiali się sami młodsi rabini i wielu z tych, którzy rabinami zostać mieli. Tłok czynił się wielki, otaczano starca ze wszystkich stron, a on wykładał Pismo. Był to wykład niezmiernie charakterystyczny, gdyż dobrotliwy starzec starał się nadać twarzy swojej wyraz ogromnie srogi i głosił rzeczy straszne. Od niepamiętnych lat powtarzał jeden i ten sam wykład, zaczerpnięty z wtórej księgi Mojżeszowej. Mówił przeciwko grzesznikom i przepowiadał, co ich czeka. Groził im ogniem piekielnym, zapowiadał pomstę Bożą aż do dziesiątego pokolenia i kończył zazwyczaj tem, iż dla winowajcy niema przebaczenia i być nie może, gdyż za wyłupione oko musi być oddane takież oko, a za wytrącony ząb, takiż ząb. I winny da duszę za duszę, rękę za rękę, sparzelinę za sparzelinę i siność za siność.
Wygłosiwszy tak nieubłagane zasady, postępował przez resztę roku wręcz odwrotnie i tym sposobem zarówno jego zasady, jak i jego postępki, stały się przedmiotem wielkiej popularności. Na owych dorocznych wykładach młodzi rabini kryli się za plecy innych i pokładali się ze śmiechu. Srogość Jessego wywierała tak ucieszne wrażenie, że nikt nie był w stanie zachować powagi. Ale zarazem nie było takiego, któryby się odważył dać mu