Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/194

Ta strona została przepisana.

niego, ale gdy się to nie udało, zaniechali go. Eliakim żył sam. Jedynym jego przyjacielem, towarzyszem i przewodnikiem był duży kij. Towarzysz ten wiódł go co rano przez uliczki do źródła, gdzie Eliakim obmywał końce palców, możliwie małą część twarzy, a następnie z dłoni pił ożywczy trunek. Potem kupował na mieście parę daktylów i fig, które spożywał w domu. Nieodzownym pokarmem jego był także czosnek, który przygłuszał głód, a po którym pamiętało się długo, ze się jadło. Eliakim odbył, niby ostatni żebrak, wiele pielgrzymek do głośniejszych źródeł uzdrawiających, o których mówiono, ze przywracają światło dzienne. Lecz każda pielgrzymka kończyła się nowym zawodem. Eliakim udawał się również do słynniejszych cudotwórców. Ci jednak za uzdrowienie żądali zapłaty z góry i to zapłaty tak wysokiej, że Eliakim aż się za głowę złapał. Próbował targować się z nimi, ale to się na nic nie zdało. Z każdej takiej wycieczki wracał Eliakim oburzony do najwyższego stopnia, trzęsąc się z gniewu na samo wspomnienie rozmów, toczonych z tymi cudownymi uzdrawiaczami. Zdawało mu się, że najchciwszy mieniacz jerozolimski jest bardziej ludzki i uczciwy, że mniej bezczelnym jest celnik z przed bramy Gnojnej. Zapłata z góry! Niech najpierw uzdrowią, niech najpierw dadzą oku ten słodki promień! Wezmą pieniądze, nie pomogą, gdzie ich potem szukać i to jeszcze staremu ślepcowi, o którym synowie zapomnieli, o którym córka