napływają tłumy z odległych okolic, ale nie w warunkach zwyczajnych, gdzie od Synhedrionu przez wszystkich mieszkańców przeciągnięty sznurek zależności, i gdy ktokolwiek z Rady siedmdziesięciu pociągnie, wszyscy mieszkańcy chylą się jak jeden mąż... Ci, co tam krzyczą, są głupi! Jego pytać, Eliakima! Ileż on zebrał staterów za ono przewlekanie sznurka przez obywateli...
W tej chwili ogarnęła starego skąpca trwoga, czy aby istotnie dobrze ukrył w domu worek. Była chwila, że chciał znowu zawrócić, ale uspokoił się. Wrzawa to przycichała, to rosła. Eliakim wmieszał się w tłum, począł się rozpytywać i niebawem dowiedział się, że istotnie na rozkaz kapłanów pojmano owego rebego, że w domu Kajafasa odbywa się nadzwyczajne posiedzenie członków Synhedrionu i że prawdopodobnie wywiodą podsądnego na górę Trupich Czaszek.
Tymczasem na niebie poczynało świtać. Blask wschodzącego dnia zgromadził w ulicach nowe tłumy, w które wmieszały się niebawem różne wybitne osobistości. Otoczyły ich natychmiast gromady ciekawych.
Głoszono o niesłychanem zuchwalstwie rebego, o jego bluźnierstwach i wywyższaniu się. Pospólstwo rzadko kiedy miało sposobność zetknięcia się z takiemi znakomitościami. Wytworzyło to specyalny nastrój, a mówcy zyskiwali w tej chwili największą popularność. Tłum przejmował się ich
Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/202
Ta strona została przepisana.