Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/208

Ta strona została przepisana.

baczniej mu się przyjrzał i rzekł jeszcze łagodniej:
— Nie chcesz się bronić?
Ale i tym razem rebe nie odparł ani słowa. Namiestnik uśmiechnął się. W oku błysnęła mu złośliwość.
— Podobno podajesz się za króla żydowskiego? — zapytał ironicznie.
Wtedy rebe przechylił nieco głowę w tył i odrzekł:
— Tyś powiedział!
Wysunęli się natychmiast delegaci, trzęsąc wskazującymi palcami i wołając:
— On tak ciągle odpowiada! To wykręty, to dwuznaczność! Żali nie wierzysz, panie, członkom Synhedrionu? On podburzał lud, podawał się za króla, obraził cesarza, którego namiestnikiem jesteś!
Wielkorządca zmarszczył brwi, spojrzał na nich groźnie i postąpił krok naprzód. Cofnęli się tedy ku ścianie, on zaś obrócił się znowu do rebego i przemówił niezmiernie łagodnie:
— Wyjaśnij. Niech wiem, czy mam wierzyć tym brodaczom, czy nie?
Wtedy rebe jął mówić głosem suchym, urywanym:
— Gdybym podburzał lud, to tłumy tamte, które w tej chwili na mnie powstają, wznosiłyby okrzyki na cześć moją... Gdybym był królem, to straż moja rozcięłaby te więzy i na ciebie z orężem