Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/211

Ta strona została przepisana.

tylcami włóczni powstrzymać naporu ludu. Namiestnik kazał tedy rebego związać na nowo. Skinął ręką, aby się uciszono i zawołał donośnie:
— Na każde święta udzielam amnestyi dla jednego skazańca. W więzieniu czeka zasądzony na krzyż Barabasz. Którego wam wypuścić? Mężobójce Barabasza, czy tego człowieka?
I wskazał ręką na zalanego krwią rebego. Ale burza wrzawy ludzkiej zahuczała:
— Wypuść mężobójcę Barabasza, a tego — ukrzyżuj!
— On gorszy od mężobójcy!
— Podburza lud przeciw głowom narodu!
— Śmierć mu, śmierć! Ukrzyżuj go!
Dla rebego nie było ratunku.
Dano znak. Przed gmach ratuszowy przymaszerowała rota żołnierzy. Krzyk tryumfalny odbił się o ściany domów. Pospólstwo wyło z radości, wybuchało szałem, wytrząsając rękami.
Tymczasem słońce minęło szczyt południowy i poczęło odbywać drugą część swej dziennej drogi. Żołnierze sprowadzili rebego na plac, zwlekli z niego suknię szkarłatną i przyodziali w jego własne szaty. Następnie rozwiązali mu ręce, a na barki włożyli słup z nabitą poprzecznicą.
Rebe pochylił się pod brzemieniem, minął dwie ulice i padł na kolana.
Wtedy wyskoczyła z tłumu jakaś niewiasta i otarła mu chustą twarz. On spojrzał na nią wiel-