Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Żołnierze chwycili krzyż i podciągnęli go do dołu. Potem podsadziwszy barki, jęli go stawiać. Ciało rebego owisło, ramiona się wyprężyły a nogi skrzywiły się nieco w kolanach. Osunięto słup do dołu. Uderzenie o dno było tak silne, ze całe ciało wstrząsnęło się a kurcz skrzywił usta ukrzyżowanego.
W tej chwili powstała w tłumie niesłychana wrzawa. Rozległy się okrzyki, wycia, śmiechy. Żołnierze nie mogli powstrzymać natłoku gawiedzi.
Kopacze zasypywali tymczasem dół i tratowali ziemię nogami, aby się krzyż nie pochylił. Równocześnie po obu stronach zawiśli skrępowani powrozami złoczyńcy, których ramiona, przełożone przez poprzecznice, naprężały się i wyginały.
Wtedy czworobok żołnierzy odemknął się. Egzekucya była skończona. Tłum przypadł do środkowego krzyża. I o dziwo! Na czele motłochu miejskiego, na czele ciemnego pospólstwa, na czele zbiegowiska złożonego z najbardziej podejrzanych włóczęgów widać było członków Synhedrionu, najsławniejszych uczonych, siwowłosych kapłanów, najwybitniejszych magnatów, którzy ze zwierzęcą radością i okropnem szyderstwem cisnęli się pod krzyż rebego i wykrzywiając się po szatańsku, podnosili ku niemu twarze, potrząsali pogardliwie brodami, wołając zaciekle:
— Dostaliśmy cię i oto wisisz!
— Ruszże się teraz!