niała. I spadała długo, długo, aż uderzywszy o gęstsze fale powietrza, które wznosiły się nad ziemią, oparła się o nie skrzydełkami i sposobiła się do zlotu w dół.
Obróciła tedy oczy ku ziemi i patrzyła między wzgórza, doliny, drzewa i strumienie.
Wtedy przedstawił się jej dziwny widok.
Pod nią widniała w ciemnościach łysa góra, na której roiło się mrowie ludzkie. Niesłychana wrzawa biła w górę. Ptaszyna lękała się sfrunąć tam, aby kto na nią kamieniem nie rzucił i nie pojmał. Ale nagle rojowisko to poczęło się ruszać i zbiegać z góry. Wnet też już tylko kilka ludzkich punkcików widniało w dole.
Ptaszyna sfrunęła niżej i znowu spojrzała.
Wtedy oczom jej przedstawił się widok następujący:
Na szczycie łysej góry były rozpięte na bielejących słupach trzy ludzkie postacie. U stóp środkowego klęczało kilka niewiast, dwóch mężów i stał wojownik z włócznią. Zapatrzeni byli całkiem w postać wiszącą w pośrodku.
Ptaszyna sfrunęła jeszcze niżej i popatrzyła znowu.
Człowiek rozpięty na środkowym słupie wzniósł twarz w górę. Twarz ta była blada, pokryta połyskliwym potem i kroplami krwi, które ściekały przez oczy; rozchyliła posiniałe usta; na czole widniał cierniowy wieniec, którego kolce wpijały się
Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/224
Ta strona została przepisana.