kiemi dogodnościami: dwiema stajniami na konie, i miejscem, stosowym dla zaprowadzenia wybornego brzozowego lub sosnowego lasu; tam znowu wezwanie do życzących nabyć stare podeszwy, dla czego winni przybyć na publiczną sprzedaż takowych, codziennie od 8 do 2 godziny zrana. — Pokój, w którym mieściło się całe to zebranie, był nie wielki, i powietrze w nim było nader zgęszczone, lecz major Kowalów nie mógł tego uczuć, raz dla tego, że się zakrył chusteczką, a powtóre, że jego organ powonienia, Bóg tylko jeden raczy wiedzieć, gdzie obraca się obecnie.
— Łaskawy Panie! pozwól pan... bardzo mi pilno!
— Natychmiast, natychmiast!... Dwa ruble, czterdzieści trzy kopijki!... W ten moment!... Rubel sześćdziesiąt cztery kopijki! — wygłaszał szpakowaty jegomość, rzucając babom i odźwiernym w oczy ich ogłoszenia.
— Co pan sobie życzysz? — rzekł w końcu, zwracając się do Kowalowa.
— Prosiłbym... — rzekł Kowalów, — zdarzyło się złodziejstwo, a raczej oszustwo, dotąd właściwie dowiedzieć się nie mogę. Prosiłbym tylko o ogłoszenie drukiem, że ktoby wyszukał i oddał mi w ręce tego łajdaka, otrzyma przyzwoite wynagrodzenie.
— Pozwól pan; jak godne jego nazwisko?
— Ach, pocóż nazwisko? nie mogę go wymienić. Mam wielu znajomych: Czechtyrowa, radczyni stanu, Pelagia Podtoczyna, sztaboficerowa... Zaraz się o tem dowiedzą, uchowaj Boże! Możesz pan wprost napisać: kolegialny asesor, albo lepiej jeszcze: liczący się w randze majora.
— A ten zbieg, zapewne był to pański poddany?
— Gdzie zaś poddany! to by było jeszcze nie wielkie oszustwo! Zbiegł odemnie... nos...
— Hm! jakie dziwne nazwisko! I na znaczną sumę ten pan Nosów okradł pana?
— Nos, to jest... Pan nie tak zrozumiałeś! Nos mój własny nos, nie wiadomo gdzie się podział. Widocznie djabeł chciał ze mnie zażartować!
— Jakim to sposobem mógł zginąć? coś ja tego dobrze nie rozumiem!
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/102
Ta strona została przepisana.