Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Ten nierozmyślny postępek pozbawił cierpliwości Kowalowa.
— Nie rozumiem, doprawdy, chętliwości pana do żartów, — ofuknął się z gniewem. — Czy pan nie widzisz, że mi właśnie brakuje tego, czem bym mógł zażyć tabaki? Niech djabli porwą pańską tabakę! Patrzyć teraz na nią nie mogę, i nie tylko na tę lichą berezyńską, ale gdybyś pan podał mi samego rappe. — Wypowiedziawszy to, wielce oburzony wyszedł z ekspedycji gazet i udał się do Czastnego prystawa[1].
Kowalów wszedł do niego w chwili, gdy ten wyciągnął się, ziewnął i rzekł do siebie: — Eh, chrapnę sobie jeszcze godzinkę! a z tego łatwo przewidzieć, że przybycie pana majora było całkowicie nie w porę. Czastny był wielkim wielbicielem wszelkich kunsztów, ale asygnaty przenosił nadewszystko.
— To mi rzecz, — mawiał zwykle, — niemasz nic nad nie doskonalszego! jeść nie proszą, miejsca nie wiele zajmują, w kieszeni zawsze się pomieści, a wypadnie z rąk, nie rozbije się.
Czastny przyjął dość sucho Kowalowa, dodając, że czas poobjedni wcale jest niestosowny do prowadzenia śledztw; że sama natura wskazuje, by człek najadłszy się, wypoczął nieco i poleżał, (z tego pan major mógł łatwo wywnioskować, że Czastnemu nie obcemi były zdania starożytnych); że nareszcie porządnemu człowiekowi nikt nosa nie odrywa!
To już nie trafiało w brew, ale prosto w oko! Trzeba wiedzieć, że Kowalów był nadzwyczaj obraźliwym człowiekiem. Mógł znosić jako-tako wszystko, co mówiono o nim samym; lecz nigdy nie przebaczał, gdy się to tyczyło jego stanu i stopnia. Sądził nawet, że w sztukach teatralnych można było ścierpieć wszystko, co się tyczyło niższych stopni; ale nie należało zezwalać na wyśmiewanie ludzi wyższej rangi. Sposób przyjęcia Czastnego tak skonfundował majora, że ten potrząsając głową, rzekł z uczuciem godności, rozkładając ręce:

— Przyznaję się, że po tak ubliżających ze strony pana uwagach, nic mi nie pozostaje, jak tylko... — i wyszedł.

  1. Komisarz policji pewnej części miasta.