„Zresztą z pełnym szacunkiem dla Wpani, mam honor zostawać
„Pismo Pańskie nadzwyczaj mnie zdziwiło. Najszczerzej wyznaję, że nie spodziewałam się tak niesłusznych zarzutów ze strony Pana. Śpieszę uwiadomić go, że urzędnika, o którym pan wspominasz, nigdy u siebie nie pojmowałam, ani zamaskowanego, ani też we własnej jego osobie. Bywał u mnie wprawdzie Filip Potańczyków, i chociaż rzeczywiście starał się o rękę mojej córki, będąc sam zresztą dobrego i trzeźwego prowadzenia się i wysokiej uczoności; ale ja nigdy nie robiłam mu żadnej nadziei. Wspominasz Pan także o nosie. Jeżeli pod tem rozumieć należy, jakobym ja chciała Panu dać nosa, czyli formalną rekuzę, to dziwi mnie, że z ust Pana to słyszę, który wiesz doskonale, że innego wcale byłam zdania w tej mierze, i jeżeli obecnie trwasz Pan w zamiarze zaślubienia mojej córki, to gotowa jestem natychmiast zadość uczynić jego życzeniom, było to bowiem zawsze celem najwyższych moich chęci. W tej tedy nadziei zostaję na zawsze ze wszelką gotowością do usług Pańskich
— Nie! — zawołał Kowalów, odczytawszy list tylko co przytoczony, — ona w rzeczy samej nie winna. Nie podobna! Listu jak ten, winny człowiek napisać nie może! — Kolegialny asesor znał się na tem, był bowiem wysyłany kilka razy dla prowadzenia śledztwa na Kaukazie. — Jakimże sposobem i jakiemi drogami zdarzyło się to wszystko? — rzekł w końcu, opuściwszy ręce.
Tymczasem wieść o tym nadzwyczajnym przypadku, rozpopowszechniła się po całej stolicy, i jak to zwykle bywa, nie bez szczegółowych dodatków. Jak na toż wszystkie umysły usposobione były do przyjęcia wszelkich nadzwyczajności: do niedawna bawiły publiczność praktyki magnetyczne. Nadto historja o stolikach wirujących, na dalszych ulicach miasta, uchodziła jeszcze za nowość; nie przeto dziwnego, że wkrótce poczęto opowiadać sobie, jakoby nos kolegialnego asesora Kowalowa o trzeciej godzinie regularnie