bokiem; naprzeciw niego, już od lat piętnastu muruje się jakiś budynek o dwóch oknach; trocha opodal samotnie stoi modny drewiany dworek, pomalowany szarą farbą, koloru biota, który pobudował, jako wzór dla reszty budynków, horodniczy w czasie swojej młodości, kiedy jeszcze nie miał zwyczaju kłaść się zaraz po obiedzie do łóżka i pić na noc jakiś dekokt, przyprawiony suszonym agrestem. Reszta — były to wszystko plecione z chrustu chałupki. Przez środek rynku ciągnęły maleńkie kramiki; w nich zawsze można było zastać kilka baranich skórek, babę z czerwoną chustką na głowie, pud mydła, kilka funtów gorzkich migdałów, śrót do strzelania, kilkanaście łokci półwełnianej materji i dwóch handlowych subjektów, o każdej porze grających na progu w wózka. Ale jak tylko zakwaterował w powiatowem miasteczku B* kawalerzyski pułk, wszystko się zmieniło: ulice wyładniały, ożywiły się, słowem: przybrały zupełnie inną fiziognomję! Niziutkie domki często widziały przechodzącego zgrabnego, szykownego oficera z kitką na głowie, śpieszącego do kolegi na gawędkę: o awansie, o wybornym tytoniu, a niekiedy w celu postawienia na kartę dorożki, którąby można było nazwać pułkową, bo nie wychodząc z pułku, przechodziła z rąk do rąk: dziś paradował w niej major, jutro stała w porucznikowskiej stajni, a tam, patrz! po tygodniu: znowu majorowski woźnica smaruje ją sadłem.
Płoty między domami upstrzone były przewietrzającemi się na słońcu żołnierskiemi kaszkietami; szary płaszcz niewątpliwie gdzieś sterczał na wrotach; w zaułkach o każdej porze mogłeś spotkać żołnierzy z takiemi szczeciniastemi wąsami, jak szorstkie szczotki. Wąsy te zewsząd prześladowały mieszkańców: niech się zbiorą na rynku mieszczanki z hładuszczykami — z poza ramion każdej niezawodnie wyzierają wąsy. Znacznie się ożywiło za przybyciem oficerów miejscowe towarzystwo, dotychczas złożone wyłącznie z sędziego, mieszkającego w jednym domku z jakąś dyakonową, i horodniczego, człowieka rozsądnego, ale śpiącego literalnie dzień cały — od obiadu do wieczora, i od wieczora do obiadu. Z przeniesieniem tu kwatery jeneralnej brygady, towarzystwo jeszcze się bardziej powiększyło i urozmaiciło. Okoliczni obywatele, o istnieniu których niktby przedtem i niedomyślał się, zaczęli co raz częściej nawidzać powiatowe miasteczko, aby się obaczyć z panami
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/122
Ta strona została przepisana.