zapomnienie, powiedziawszy poprzednio: — Pora mi, panowie do domu! doprawdy pora. — Ale znowu zasiadł do drugiej partyjki.
Tymczasem rozmowa w różnych kątach pokoju przybrała charakter czysto familiny. Grający wista byli dość milczącymi; ale niegrający, którzy siedzieli na stronie na kanapach, gawędzili między sobą. W jednym kącie sztab-rotmistrz, podłożywszy pod bok poduszkę, z fajką w zębach, opowiadał dość swobodnie i płynnie swoje miłosne awantury i zajął całą uwagę słuchaczów, co raz zwiększającego się kółka.
Jeden, nadzwyczaj gruby obywatel z krótkiemi rękoma, podobnemi nieco do dwóch porosłych kartofli, przysłuchiwał się z nadzwyczaj słodziutką minką, i tylko od czasu do czasu znaczne robił wysilenia, aby zasunąć swoją króciutką rękę za tylną część swego szerokiego kadłuba, chcąc dostać ztamtąd tabakierkę. W drugim kącie powstał dość żwawy spór o mustrze szwadronowej, i Czertokucki, który już pod ten czas dwa razy był zrzucił zamiast damy waleta, nie proszony, nie dziękowany, wtrącał się do cudzej rozmowy i krzyczał ze swego kąta: — W którym roku? — albo: — Jakiego pułku? — nie zważając na to, że zapytanie zupełnie było nie na miejscu. Nareszcie przed same kolacją wist się skończył; ale długo on jeszcze był w ustach wszystkich, i zdawało się, że głowy ich były pełne wistów. Czertokucki dobrze pamiętał, że dużo wygrał; ale do rąk nic nie wziął, i wstawszy od stołu, długo stał w pozycji człowieka, u którego nie ma w kieszeni chustki od nosa... Tymczasem podano kolację. Ma się rozumieć że wina nie brakowało i że Czertokucki pomimowolnie musiał niekiedy nalać sobie jaką szklankę, bo na prawo i na lewo stały tuż przy nim butelki.
Rozmowa przeciągnęła się dość długo; ale zresztą, dziwna to jakaś była rozmowa: Pewien pułkownik, który jeszcze brał udział w wojnie 1812 roku, opowiadał o takiej bitwie, jakiej nigdy nie było, i potem, wcale nie wiadomo dla jakich przyczyn, wziął korek od butelki i wetknął go w ciasteczko... Jednem słowem, kiedy się zaczęli rozjeżdżać, już była trzecia godzina, i stangreci zmuszeni byli kilka osób wziąć pod pachę, na wzór węzełków z pokupką. I Czertokucki, pomimo całego swego arystokratyzmu, siedząc w powozie, tak się nisko kłaniał i tak machał głową, że przyjechawszy do domu, przywiózł w swych wąsach dwa bodiaki.
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/128
Ta strona została przepisana.