W domu wszyscy spali, stangret zaledwo mógł odszukać kamerdynera, który przeprowadził pana przez bawialny pokój, oddał do rąk garderobianej, za którą jako tako dobrał się Czertokucki do sypialnego pokoju i umieścił się koło swojej młodziutkiej i ładniutkiej żony, która leżała z wielką gracją w białem jak śnieg, nocnem ubraniu. Ruch wywołany zwaleniem się męża na łóżko, obudził ją.
Przeciągnąwszy się, podniosła powieki i trzy razy szybko zmrużywszy oczy, otwarła je z półzłośliwym uśmiechem; ale widząc, że mąż i tym razem nie okazuje jej żadnych pieszczot, z gniewem odwróciła się, i położywszy swoje świeże liczko na rękę, wkrótce potem zasnęła.
Była pora, którą na wsi nazywają ranem, kiedy się obudziła młoda gospodyni przy chrapiącym małżonku. Przypomniawszy sobie, że on powrócił wczoraj do domu o czwartej godzinie w nocy, żałowała go budzić, i włożywszy na nogi nocne pantofelki, które małżonek jej wypisał z Petersburga, w białym kaftaniku, ułożonym na niej w draperje, podobne do lejącej się wody, wyszła do swojej gotowalni, umyła się świeżą, jak sama, wodą i podeszła do zwierciadła. Spojrzawszy na się parę razy, przekonała się, że wcale nie brzydko dziś wygląda. Ta, na pozór nic nie znacząca okoliczność, zmusiła ją do siedzenia przed lustrem całe dwie godziny. Nareszcie ubrała się bardzo milutko i wyszła odświeżyć się do ogrodu.
Jakby umyślnie, czas był wtenczas piękny, jakim się pochwalić może tylko letni dzień południowy. Słońce dobiegłszy południa, rzucało palące pionowe promienie; ale w cieniu zarosłych alei, z przyjemnością można było przechadzać się, i kwiaty, ogrzane słońcem, zwiększyły swój aromat.
Ładniutka gospodyni zupełnie zapomniała o tem, że już dwunasta godzina, a małżonek jej śpi. Już dolatywało do niej poobiedne chrapanie dwóch stangretów i jednego forysia, śpiących w stajni, która stała za ogrodem, a ona wciąż siedziała w cienistej alei, z której daleki był widok na drogę, i zadumana patrzyła przed siebie; gdy na raz unoszący się zdała pył zwrócił jej uwagę. Wpatrzywszy się, ujrzała kilka ekwipażów. Najprzód jechał odkryty dwuosobowy ledziutki powóz; w nim siedział jenerał z massywnemi, błyszczącemi na słońcu bulionami, a tuż obok niego pułkownik.
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/129
Ta strona została przepisana.