Ta historja miała swoją historję: opowiadał mi ją przyjeżdżający z Hadziacza Stefan Iwanowicz Kuroczka.
Wiedzieć należy, że pamięć moja — ani opowiem — jak jest lichą! mów, czy nie mów na jedno wyjdzie. Zupełnie jakbyś lał wodę do rzeszota. Znając już siebie, umyślnie go prosiłem, by tę historyjkę sam raczył napisać w porządnym seksternie. Daj mu Boże zdrowie, człowiek ten zawsze łaskaw na mnie, nie ociągał się i napisał. Schowałem ją do maleńkiego stolika; musicie go sobie przypominać: stoi w kącie, tuż przy drzwiach... Otóż masz! na wieki zapomniałem, żeście nigdy u mnie nie byli.
Staruszka moja, z którą już od lat trzydziestu razem mieszkamy, od kiedy żyje, nie miała w ręku elementarza — co prawda, to prawda!... Otóż niejakiego czasu uważałem, że ona piecze pierożki na jakimś papierze. A pierożki, kochani czytelnicy, piecze ona przewybornie; lepszych na całym świecie nie znajdziecie. Spojrzałem jakoś na spodek pierożka — patrzę: pismo!... Jakby przeczuło moje serce: zaglądam do stolika — nie ma połowy seksterna! końcowe stronice powyciągała stara na pierożki. Co tu począć? jużcić bić się nie wypada na starość!
W przeszłym roku zdarzyło mi się przejeżdżać przez Hadziacz; nie dojeżdżając do miasta, umyślnie zawiązałem węzełek, aby nie zapomnieć poprosić pana Stefana o dokończenie historji. Nie dość na tem: dałem sobie słowo — skoro kichnę w mieście, wnet sobie o nim przypomnieć. Gdzie zaś! przejechałem miasto, kichnąłem, nawet nosa otarłem chustka, a w głowie ani zaświtało! dopiero przyszło
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/135
Ta strona została przepisana.