piero chromkaniem wyprowadzał ją z zamyślenia, za co otrzymywał naturalnie stosowną nagrodę kociubą. Nawet zarzuciła ulubione swoje zajęcie, i nie jeździła na polowanie, zwłaszcza kiedy razu pewnego zamiast kuropatwy, zastrzeliła wronę, co przedtem nigdy jej się nie zdarzało.
Nareszcie, po upływie dni czterech, wszyscy ujrzeli wytoczoną z wozowni na podwórze bryczkę. Furman Omelko, który zarazem był ogrodnikiem i stróżem, już od samego świtu stukał młotkiem i przybijał skórę, wciąż odpędzając natrętne psy, które lizały koła.
Poczytuję sobie za obowiązek uprzedzić czytelników, że to ta sama bryczka, w której jeździł jeszcze Adam, i dla tego, gdyby kto się poważył przedstawić inną bryczkę za alamowską, będzie to wierutny fałsz, i bryczka niezawodnie jest fałszywą. Dotychczas nie wiadomo, w jaki sposób została ona uratowaną od potopu; zapewne w arce Noego była dla niej osobna wozownia. Szkoda tylko, że nie możemy czytelnikom plastycznie ją unaocznić. Dość powiedzieć, że Bazylida Kasparówna bardzo była zadowoloną z jej architektury, i mocno żałowała, że wyszły już z mody starożytne powozy. Samo urządzenie bryczki nieco pochyle, to jest tak, że prawa jej strona była daleko wyższą, niż lewa, bardzo jej się podobało, bo z jednej strony może, jak ona powiadała, włazić słusznego wzrostu osoba, a z drugiej niskiego. Wreszcie wewnątrz bryczki mogło się zmieścić sztuk pięć niskiego wzrostu i troje takich jak ciocia.
O południu, Omelko, ułatwiwszy się koło bryczki, wyprowadził ze stajni trójkę koni, nie wiele o młodszych od niej, i zaczął je przywiązywać sznurkiem do wspanialej kolasy. Iwan Teodorowicz wlazł z jednej strony, ciocia z drugiej, i bryczka ruszyła z miejsca. Idący po drodze chłopi, widząc taką bogata kolasę (ciocia bardzo rzadko w niej wyjeżdżała), z uszanowaniem zatrzymywali się, a zdjąwszy czapki, kłaniali się do ziemi.
Po dwóch godzinach jazdy, kolasa zatrzymała się przed gankiem — sądzę, że nie potrzebuję dodawać, iż: przed gankiem domu Storczenka. Pana Grzegorza nie było w domu. Staruszka z pannami wyszła na spotkanie gości do jadalnego pokoju. Ciocia podeszła miarowym krokiem, z wielką zręcznością wysunęła naprzód jedną nogę i rzekła głośno:
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/156
Ta strona została przepisana.